Rosja: Czekając Na Obrót Koła Historii

:

Reflections on the First Phase of the Russian Anti-War Movement

Categories:

Kończy się pierwsza fala ruchu antywojennego w Rosji, stłumionego głównie przy użyciu brutalnej siły. W poniższym zbiorze omawiamy stawkę tych protestów, dzielimy się refleksjami rosyjskich anarchistów na temat tego, dlaczego demonstracje natrafiły na mur, a także prezentujemy tłumaczenia czterech artykułów rosyjskich grup anarchistycznych i feministycznych, które mówią o tym, dlaczego sprzeciwiają się wojnie, jakie wyzwania napotkały i jak zamierzają iść dalej.


Dlaczego rosyjski ruch antywojenny pozostaje naszą najjaśniejszą nadzieją

Inwazja na Ukrainę nigdy nie byłaby możliwa, gdyby reżim Putina nie spędził ostatniej dekady na miażdżeniu każdego ruchu społecznego w Rosji — stosując tortury w celu wymuszenia fałszywych zeznań od aresztowanych oraz trując i więżąc rywalizujących polityków. Podobnie, interwencje wojskowe Putina na Białorusi i w Kazachstanie — nie wspominając o Syrii — pomogły autokratom utrzymać kontrolę nad tymi krajami; Ukraina jest jedynym krajem w strefie wpływów Putina, który wymknął się spod jego kontroli w ciągu ostatniej dekady. Niektórzy z anarchistów na Ukrainie, którzy zdecydowali się wystąpić zbrojnie przeciwko rosyjskiej inwazji, to emigranci z Rosji i Białorusi, którzy obawiają się, że nie będą mieli dokąd uciec, jeśli Putin podbije Ukrainę.

Nie wolno nam jednak dać się nabrać na zachodnią narrację, która przedstawia tę sytuację jako starcie „wolnego świata” ze wschodnią autokracją. Militarystyczny imperializm Rosji niepokoi nas, ponieważ rosyjski model represji jest odmianą tej samej strategii państwowej, z którą mamy do czynienia w innych miejscach na świecie. Wszędzie na świecie rządy stosują coraz bardziej represyjne i inwazyjne środki policyjne, aby kontrolować niespokojne społeczeństwa. Wojna na Ukrainie to tylko najnowszy rozdział historii, która rozgrywała się już w Syrii, Jemenie, Etiopii, Birmie i innych miejscach. Inwazja na Ukrainę reprezentuje tę samą strategię, którą niezliczone rządy stosowały na swoich terytoriach, rozszerzoną do skali geopolityki: odwołanie się do brutalnej siły w celu stłumienia oporu i rozszerzenia kontroli.

Wojna zawsze wzmaga nacjonalizm. Podobnie jak wojna domowa w Syrii, rosyjska inwazja na Ukrainę stworzyła środowisko sprzyjające faszystom i innym nacjonalistom do rekrutowania nowych zwolenników, a zwolennikom militaryzmu do legitymizowania swoich projektów, od NATO po lokalne milicje. Wielu ukraińskich bojowników zaczęło nazywać rosyjskich żołnierzy „orkami”, dehumanizując w ten sposób swoich wrogów. Główną winę za tę sytuację może ponosić Putin, ale przez najbliższe lata będzie to problem nas wszystkich.

Jedynym sposobem na zapobieżenie tej wojnie — i prawdopodobnie jedynym sposobem na jej powstrzymanie bez ogromnych strat w ludziach po obu stronach — byłoby powstanie w Rosji potężnego międzynarodowego ruchu antywojennego, który zdestabilizowałby rząd Putina, a następnie, miejmy nadzieję, podobnych ruchów na Ukrainie i w innych miejscach na świecie. Jeśli wojna będzie się przeciągać w nieskończoność lub zostanie zakończona — w ten czy inny sposób — brutalną siłą nacjonalistycznego militaryzmu, to przez kolejne dziesięciolecia będzie to prowadzić ludzi po wszystkich stronach konfliktu do nacjonalistycznych i militarystycznych obozów.

Jeśli jednak wojna na Ukrainie zakończy się w wyniku buntu i solidarności zwykłych ludzi, może to stanowić precedens dla kolejnych buntów, przewrotów i solidarności, które mogą rozprzestrzenić się z Rosji na Ukrainę, Europę Zachodnią i Stany Zjednoczone, a być może nawet na Turcję, Chiny, Indie, Amerykę Łacińską — wszędzie tam, gdzie ludzie zmuszeni są walczyć przeciwko sobie dla dobra kilku kapitalistów.

Gdybyśmy wiedzieli, że tak wiele zależy od ruchów społecznych w Rosji, być może skierowalibyśmy więcej środków dla anarchistów dekadę temu, kiedy rozpoczęły się tam represje. Podkreśla to lekcję, której ciężko się nauczyliśmy, począwszy od ruchu przeciwko inwazji na Afganistan i Irak w latach 2001-2003, a skończywszy na tragedii na Majdanie w 2014 roku: każdą przegraną bitwę w globalnej walce o wyzwolenie jesteśmy zmuszeni stoczyć ponownie na znacznie gorszych warunkach i o znacznie wyższą stawkę.

Obecnie szanse na przewrót w Rosji można uznać za znikome. Ogromna większość ludności, która pozostała w Rosji, wydaje się patriotyczna, zadufana w sobie lub zrezygnowana. Co gorsza, wraz z postępem wojny na Ukrainie wszystkie strony mogą stać się tak rozgoryczone, że nie będą w stanie wyobrazić sobie niczego innego niż zabijanie i umieranie za swoje rządy. Jednak wojna na Ukrainie, o ile nie zakończy się nuklearną zagładą, nie będzie ostatnią wojną XXI wieku. Być może jest jeszcze czas, abyśmy wyciągnęli wnioski z naszych dotychczasowych niepowodzeń i lepiej przygotowali się na następny raz, budując solidarność ponad granicami i innymi różnicami, abyśmy byli w stanie odpowiedzieć na wojnę jedyną siłą, która jest wystarczająco potężna, by ją zakończyć: rewolucją.

Arina Vakhrushkina stoi na placu Manezhnaya 18 marca. Na jej plakacie widnieje napis: „Za ten plakat otrzymam grzywnę w wysokości 50 000 rubli. Stoję tu dla waszej przyszłości i przyszłości Ukrainy. Ludzie, nie bądźcie obojętni! W tej chwili na Ukrainie umierają dzieci, a rosyjskie matki tracą swoich synów. To nie powinno tak być!”. Zaraz potem została aresztowana.


Granice protestów i ich przyszłość

W Rosji protesty przeciwko inwazji na Ukrainę osiągnęły szczyt na początku marca. Według danych OVD-info, 6 marca do godziny 20.00 czasu moskiewskiego rosyjska policja zatrzymała ponad 4419 protestujących w 56 miastach, w tym ponad 1667 w Moskwie, ponad 1197 w Petersburgu i ponad 271 w Nowosybirsku. Warto pamiętać, że dzień akcji 6 marca został zorganizowany w sposób tajny i nielegalny, ponieważ grupy legalistów nie były w stanie uzyskać zezwolenia na ten weekend i ograniczyły się do organizacji w następny weekend, kiedy to przebieg wydarzeń był już ustalony. W ciągu następnych tygodni protesty stale słabły. Na razie możliwości zostały zamknięte.

Przygotowując ten tekst, rozmawialiśmy z anarchistami z całej Rosji o granicach, jakie ruch antywojenny osiągnął w swojej pierwszej fazie. Oto czynniki, które ich zdaniem uniemożliwiły dalszy rozwój protestów:

  • Wyjątkowo wysoki stosunek ryzyka do zysku z udziału w protestach. „Zysk” oznaczałby zmianę sytuacji pod wpływem protestów lub znaczący sukces w starciach z policją. Żadna z tych rzeczy nie miała miejsca.
  • Centralizacja protestów. Ludzie przyzwyczaili się, że [Aleksiej] Nawalny [dysydencki polityk, obecnie uwięziony] lub jego zespół nawołują ludzi do wyjścia na ulice. To spowodowało brak kreatywności i niezależności ze strony protestujących. Teraz ludzie czekają na pojawienie się nowego Nawalnego, który zmobilizuje ludzi do wyjścia na ulice.
  • Wiele osób przekonało się, że nawet najmniejsze próby protestów często kończą się aresztowaniem, i obawiają się dalszych pozaprawnych prześladowań, które mogą dotyczyć ich pracy, studiów, życia rodzinnego itp. Ludzie są zmęczeni aresztowaniami i siedzeniem na posterunku z narażeniem na tortury, otrzymywaniem grzywny lub piętnastu dni więzienia, w zamian za prawie żadne widoczne korzyści.
  • Wiele osób jest rozczarowanych taktyką pokojowego protestu. Niektórzy wyładowują się na czatach, gdzie mogą napisać, co im przeszkadza, a potem o tym zapomnieć.
  • Choć nie winimy za to ludzi, musimy też wziąć pod uwagę, że duża liczba osób opuściła Rosję na początku wojny, ponieważ spotkały ich prześladowania lub podejrzewali, że nie będzie lepszego momentu na ucieczkę. Wśród nich był duży odsetek osób, które w innym przypadku byłyby organizatorami. Teraz, z powodu braku długoterminowych struktur i wiary w to, że gdyby zostali, mieliby wystarczającą liczbę towarzyszy i możliwości organizowania się, nie ma ich tutaj.
  • Zwykła apatia i akceptacja tego, co się dzieje, w różnym stopniu podszyta strachem.
  • Wielu protestujących zostało zdemoralizowanych przez dużą liczbę Rosjan, którzy popierają inwazję, oraz przez wizualną dominację propagandy prowojennej w rosyjskim społeczeństwie. Na razie, o ile nie śledzi się na bieżąco wszystkich wiadomości i nie ma się poważnych problemów finansowych, można sobie wmawiać, że „wszystko będzie dobrze, nie jest tak źle”. Rosyjska propaganda spełniła swoje zadanie: wielu ludzi wierzy, że Rosja po prostu ratuje Donbas przed nazistami.
  • Brak konkretnej strategii. Bez konkretnych celów żądanie „Zatrzymać wojnę” jest bezcelowe. Wielu ludzi ma poczucie, że władze nigdy ich nie wysłuchają, a protesty nie uległy radykalizacji (jeszcze).

Wielu rosyjskich anarchistów uważa, że impet ogólnokrajowych masowych protestów tylko chwilowo osłabł. Spodziewają się, że w miarę pogarszania się sytuacji gospodarczej i docierania do rosyjskich rodzin coraz większej liczby informacji o ofiarach, większa liczba ludzi w końcu powróci na ulice, nie tylko po to, by protestować przeciwko wojnie, ale także przeciwko rządowi i panującemu porządkowi społecznemu. W międzyczasie anarchiści, którzy pozostali w Rosji, starają się rozpowszechniać właściwe praktyki bezpieczeństwa, odbudowywać lub wzmacniać struktury wsparcia w radzeniu sobie z konsekwencjami represji, a także prowadzić potajemną działalność informacyjną i wymianę umiejętności w nadziei, że gdy fala powszechnego oburzenia znów się podniesie, będą gotowi.

Konwejer represji działa nadal i może się wydawać, że nie ma końca. Widać już jednak przebłyski świtu wolności. Wojna rozpętana przez rosyjski reżim faszystowski na Ukrainie najwyraźniej nie przebiega zgodnie z planem botoksowego dyktatora. Na Białorusi nadal trwa opór wobec reżimu okupacyjnego. Nasi uwięzieni towarzysze zostaną uwolnieni, jeśli porażki rosyjskiego imperializmu na Ukrainie zostaną wsparte przez powszechną walkę z dyktaturą Putina i Łukaszenki. Niech koło historii nabierze prędkości — na nieszczęście tyranów.

Anarchist Militant, „Represje na Białorusi i w Rosji”, 27 marca 2022 r.


Poniżej, w porządku chronologicznym, prezentujemy cztery teksty, które anarchistki i feministki opublikowały w Rosji w marcu 2022 r., opisując swoje motywacje do wspierania ruchu antywojennego, opowiadając o wyzwaniach, jakie napotkały, oraz opracowując strategie na następny etap walki:


Dla klasy robotniczej: Po stronie Ukrainy

Tekst ten został opublikowany 1 marca przez Antijob, anarchistyczną stronę poświęconą organizowaniu klasy pracującej. Wywiad z Antijob można przeczytać tutaj.

Każdy rozdział w tym artykule będzie zaczynał się od słów: „Ci, którzy w czynach, nie w słowach”, ponieważ żyjemy w kraju totalnego kłamstwa, przypominającym świat opisany przez Orwella w powieści Rok 1984, w którym prawda jest kłamstwem, a pokój wojną. Ponieważ „nasz” prezydent, według jego własnych słów, nie miał zamiaru podnosić wieku emerytalnego, ale w rzeczywistości właśnie to zrobił. Bo swoimi słowami twierdzi, że wypłaca pracownikom medycznym pieniądze „COVID-19”, ale w praktyce muszą oni wyłudzać te pieniądze od swoich szefów. Bo słowami twierdzi, że obiecał rozwiązać problem niewypłacania pieniędzy robotnikom budującym rakietę kosmiczną w Wostocznym, a w rzeczywistości w nowym programie telewizyjnym Hotline (gdzie Putin godzinami przemawia, odpowiadając na przygotowane wcześniej pytania wiernej „publiczności”) policja zatrzymała robotnika, który poruszył tę kwestię, i umieściła go na kilka dni w tymczasowym areszcie, żeby nic nie mówił. Bo Putin w swoich słowach walczy o pokój, ale w praktyce rozpoczął wojnę, której nie wolno nam nazywać wojną.

Autor tego tekstu poświęcił lata na walkę o interesy robotników i przeciwko faszyzmowi — w rzeczywistości, a nie tylko w słowach — i dlatego, w przeciwieństwie do Putina, można mu zaufać.

Kto tu jest juntą?

Ci, którzy w czynach, a nie tylko w słowach, starają się bronić praw i interesów ludzi pracy, dobrze wiedzą, że pod autorytarnym reżimem Putina jest to prawie niemożliwe. Dlaczego tak jest? Ponieważ wszelkie starania społeczeństwa, w tym przypadku pracowników najemnych, natychmiast spotykają się z represjami. Państwo w sposób kryminalny prześladuje najbardziej aktywne elementy naszego społeczeństwa i w ten sposób uniemożliwia nam stanie się siłą, która mogłaby mieć wpływ na sytuację w kraju. Państwo działa z dwóch kierunków: z jednej strony prowadzi skandaliczne prześladowania aktywistów pracowniczych, a z drugiej strony kształtuje prawo tak, aby pasowało do tego skandalu.

Jak to działa? Oto przykład. W 2008 roku Walentin Urusow, pracownik kopalni diamentów w jakuckim mieście Udachny, postanowił założyć związek zawodowy i wraz z innymi pracownikami walczyć o swoje prawa. Ale tak jak w starej bajce, lokalny szef policji antynarkotykowej i jego detektywi zabrali go do lasu, strzelili mu nad głową z broni palnej i podłożyli narkotyki. W końcu Valentin trafił do więzienia na cztery lata (otrzymał wyrok sześciu lat, ale po czterech latach został zwolniony warunkowo), a związek nigdy nie został zorganizowany.

Jeśli przejdziemy od bezprawia policjantów do ich ustawodawstwa, warto zwrócić uwagę na jedną przygnębiającą rzecz: wraz z przyjęciem nowego Kodeksu Pracy legalne przeprowadzenie strajku w Rosji stało się niemożliwe. Dlatego właśnie po przyjęciu tego kodeksu strajki zniknęły z oficjalnych statystyk. Nie oznacza to, że zniknęły, ale że z punktu widzenia rządu Putina stały się „nielegalne”. A propos, kiedy Hubert, przewodniczący niemieckiego związku zawodowego IG Metall [Przemysłowy Związek Metalowców], zapytał Putina o zamachy na życie i zdrowie działaczy MPRA [MPRA, Międzyregionalny Związek Zawodowy, jest jednym z najodważniejszych związków zawodowych w Rosji], ten odpowiedział Hubertowi, że MPRA „nie jest związkiem zawodowym, lecz organizacją ekstremistyczną”. To chyba podsumowuje stosunek prezydenta Rosji do ruchu robotniczego. Chociaż przypuszczam, że z czasem, w jego mniemaniu, ekstremiści zamieniają się w terrorystów.

A więc — nie możemy legalnie organizować wieców i strajków, ponieważ na to wszystko potrzebne jest pozwolenie urzędników. Jeśli ludzie nie mają możliwości zbiorowej obrony swoich praw i interesów, nie nauczą się tego robić, a jeśli się nie nauczą, to ruch robotniczy nie wchodzi w rachubę. Na przeklętym Zachodzie robotnicy będą zajmować fabryki, walczyć z policją i powstrzymywać neoliberalne reformy, ale tutaj będą trzymać język za zębami. Rząd ukraiński, podobnie jak rosyjski, służy interesom bogatych, ale ma jedną bardzo ważną różnicę — nie dysponuje takimi środkami tłumienia społeczeństwa obywatelskiego, jakimi dysponuje rząd rosyjski. Tam różne grupy oligarchiczne zastępują się nawzajem i w ten sposób są pozbawione możliwości trwałego umocnienia się i zmiażdżenia wszystkiego, co stanie im na drodze. A co ważniejsze, jeśli któraś z tych grup się zakorzeni i nie będzie chciała słuchać ludzi, Ukraińcy ją zburzą, tak jak to zrobili na Majdanie. Niestety, nie oznacza to, że społeczeństwo bierze władzę w swoje ręce, ale oznacza, że zachowuje zdolność stawiania oporu.

W końcu dochodzimy do pytania postawionego w tytule tego rozdziału. Kim tak naprawdę jest ta zła „junta”, która nie pozwala zwykłym ludziom wykonać ruchu? Odpowiedź na to pytanie jest oczywista dla każdego zdrowo myślącego człowieka. Rząd ukraiński rozdaje teraz broń każdemu, kto chce walczyć z najeźdźcami. Jeśli jest to „junta”, która oferuje tylko bagnety nacjonalistów i terror wobec własnego narodu, to dlaczego nie boi się, że ludzie przejdą na stronę wroga i ją obalą? Bo prawdziwej junty nie ma na Ukrainie. Czy można sobie wyobrazić, że Putin zaczyna rozdawać ludziom broń? On boi się nawet plastikowego kubka [nawiązanie do niesławnej bakcylofobii Putina]. To właśnie w Rosji służby bezpieczeństwa mają nieograniczoną władzę i wykorzystują ją do wzbogacania się i tłumienia dysydentów. Uzbrojony naród to najgorszy koszmar Putina, jego generałów i oligarchów. Dystrybucja broni wśród ludności na Ukrainie wywołała ogromne przerażenie wśród rosyjskich urzędników i mediów.

„Dzieci policjantów nienawidzą policjantów!”. Rosyjski anarchista i były więzień polityczny Aleksiej Polichowicz prowadzący skandowanie w Moskwie 10 sierpnia 2019 r., podczas przemówienia, za które został natychmiast uwięziony. Anarchiści nadal organizują się w Rosji pomimo coraz bardziej totalitarnych warunków.

Faszyzm „antyfaszystowski”

Ci, którzy walczą z faszyzmem w czynie, a nie w słowach, doskonale wiedzą, że antyfaszyści są w Rosji więzieni, a „nasz” rząd wykorzystuje ultraprawicę do tłumienia protestów społecznych. Najbardziej jaskrawą ilustracją tej sytuacji jest historia z Lasu Chimki, kiedy to władze wynajęły faszystów z moskiewskiej grupy chuligańskiej Gladiatorzy, aby rozbili obóz obrońców Lasu Chimki. Antyfaszyści odpowiedzieli rozbiciem budynku komunalnego w Chimkach. W odpowiedzi, bez dłuższego zastanowienia, władze urządziły obławę na antyfaszystów, a dwóch z nich — Aleksieja Gaskarowa i Makima Sołopowa — uwięziły na trzy miesiące. Jest to jednak nadal łagodna represja. Antyfaszysta Aleksiej Sutuga musiał odsiedzieć trzy lata za bójkę z ultraprawicowcami w moskiewskiej kawiarni „Sbarro”.

Inny dobry przykład. Był czas, kiedy ruch „Sorok Sorokow” słynął z atakowania aktywistów, którzy sprzeciwiali się budowie [rosyjskich] świątyń prawosławnych w parkach miejskich. Jakie spotkały ich za to konsekwencje? Żadnych. Władze rosyjskie lubią terror w imię chwały Bożej. I tu dochodzimy do kolejnego istotnego punktu. Podobnie jak dawni faszyści, władze rosyjskie narzucają społeczeństwu tradycjonalizm i paleokonserwatyzm. Lekcje kultury prawosławnej w szkołach. Zakaz edukacji seksualnej. Wycofanie „pobicia” z kodeksu karnego — artykułu, z którego najczęściej ścigano sprawców przemocy domowej. To tylko niewielka część tego, co zrobił ten rząd. W rzeczywistości, poprzez szkoły, telewizję i każdy inny dostępny kanał, rząd wpaja religijny i antynaukowy sposób myślenia. A potem dziwią się, że ludzie nie chcą się szczepić przeciwko COVID-19. Można po prostu zanurzyć się w przerębli i przeżegnać. „Jesteśmy Rosjanami — Bóg jest z nami”. I ten Bóg zna się na postmodernizmie — bo nie zauważa rury do striptizu w pałacu Putina w Gelendzhiku. Ale kto wie — może w średniowiecznej Rosji w chatach też były takie tyczki? Bóg jeden wie.

Te wszystkie szczegóły kulturowe odłóżmy na bok. Krótko mówiąc, rząd w Rosji wyznaje ideologię imperialnego nacjonalizmu. Centralnym punktem tej ideologii jest to, że o wszystkim powinno się decydować w centrum, a nie lokalnie. W powiedzeniu „Moskwa to nie Rosja” bardzo trudno dopatrzyć się żartu. Ale szacowałbym, że hasło „Gazprom to bogactwo Rosji” jest w 100% żartem. Mówiąc językiem PR tego całkowicie zakłamanego reżimu, cała „potęga Syberii” wyjeżdża za granicę. Syberia pozostaje z wylesionymi ziemiami, czarnym od smogu niebem, rakiem i zniszczoną przyrodą. „Bogactwo Rosji” nie zdołało nawet dostarczyć gazu do Kraju Krasnojarskiego. Wszystkie gazociągi odchodzą od Krasnojarska w różnych kierunkach, głównie na zachód i trochę na wschód. A Krasnojarska Fabryka Aluminium, z powodu której ogłoszono tam reżim „czarnego nieba”, jest winą „przeklętych Amerykanów”.

Władze Rosji zakazują działalności organizacji tubylczych zamieszkujących ją ludów. Reżim Putina uznał za ekstremistyczną baszkirską organizację „Bashkort”, która chroniła Kusztau Shihan, pomnika przyrody, przed rozwojem przemysłowym. Ale można przytoczyć jeszcze bardziej drastyczne przykłady. Na przykład po tym, jak Ingusze zaprotestowali przeciwko zmianie granicy między Inguszetią a Czeczenią, kilku członków Rady Teipów Narodu Inguskiego zostało uwięzionych, a sama organizacja została zamknięta. Zamiast rzucić się na swojego czeczeńskiego protegowanego, Putin uległ jego pragnieniom. Jak to się może skończyć w przyszłości na Kaukazie, nietrudno zgadnąć. Ale kto by się tym przejmował? Po nas choćby potop.

Dzięki temu wszystkiemu nawet najgorsi ukraińscy nacjonaliści mogą z czystym sumieniem powiedzieć: „A ci ludzie zabraniają nam dłubać w nosie!”.

Wkrótce po inwazji rosyjska policja zatrzymała działaczkę praw człowieka Marię Małyszewą i zrobiła nalot na jej dom.

Kolonizatorzy XXI wieku — pierdolcie się!

Każdy, kto stara się uczynić życie w swoim kraju lepszym, nie słowami, ale czynami, wie, że nie da się tego zrobić za pomocą wojny z sąsiadami. Ale „nasi” dawni „komuniści”, czekiści, bandyci i ich dzieci stali się kolonizatorami XXI wieku. Nie mają dość swoich terytoriów, aby nękać i eksperymentować na ludziach, którzy je zamieszkują. Chcą nowych terytoriów. Najpierw wyrwali Krym i stworzyli fałszywe republiki we wschodniej Ukrainie, gdzie ci, którzy nie zgadzają się z wolą Kremla i jego mianowańców lub po prostu dają się złapać na gorącym uczynku, będą w najlepszym razie przetrzymywani jako więźniowie w piwnicy. Ale nawet to im nie wystarczyło. Chcieli mieć całą Ukrainę. I w rezultacie „Rosyjski okręcie wojenny, pierdol się” stał się międzynarodowym hasłem.

Boli mnie, że to piszę — bo wiem, że w naszej tradycji jest nie tylko uciskanie innych narodów i lizanie buta pana, ale także opór. Od Nowogrodzkiej Wecji [wczesny model podejmowania decyzji przez zgromadzenie] poprzez Stepana Razina do Narodników wywodzi się ludowa tradycja walki z autorytaryzmem, którą można również określić jako patriotyzm antypaństwowy. Tysiące bohaterów oddało swoje głowy, abyśmy my nie pozostali w historii jako „żandarmi Europy” [od dawna funkcjonujące określenie Rosji jako siły represyjnej w Europie, kiedyś związane z carem Mikołajem I], ale stali się przykładem dla innych.

Dlaczego więc po raz kolejny wybieramy tę butę mistrza i służbę psychopatów na tronie? Jeśli chcemy być dumni z tego, co naprawdę dobre w naszej historii, to jak to się stało, że nadal chcemy żyć pod rządami opryczniny [masowych represji i egzekucji bojarów] Iwana Groźnego, Mikołaja Pałkina czy Stalina? Rząd rosyjski pomógł dyktatorowi Łukaszence zmiażdżyć opór narodu białoruskiego i utrzymać go na tronie, a teraz chce rzucić na kolana naszych braci i siostry na Ukrainie. Czy chcemy, aby ludzie żyjący obok nas postrzegali nas jako okupantów, czy chcemy być znienawidzeni i pogardzani?

Ja nie i dlatego jestem dumny — nie z Putina, ale z tego, że nawet to międzynarodowe hasło „Rosyjski okręt wojenny, spierdalaj” zostało wypowiedziane po rosyjsku, który, dla przypomnienia, jest podobno zakazany na Ukrainie. A więc jeszcze nie wszystko dla nas stracone.

Graffiti z napisem „Nie dla wojny”

Jak odzyskać utracone społeczeństwo?

Ci, którzy troszczą się o swoich ludzi — w czynach, a nie w słowach — nie chcą, by ginęli oni w bezsensownych wojnach. Jednak reżim Putina zadbał o to, aby jedyną liną ratunkową dla zwykłych ludzi w Rosji była służba w armii i innych organach ścigania. Historia jednego z rosyjskich więźniów wojskowych bardzo dobrze pokazuje, jak ci ludzie kończą w putinowskim Wehrmachcie. Nacjonaliści trzymajcie się mocno — ponieważ historia jest bardzo międzynarodowa, ale ku uciesze nacjonalistów, bardzo w duchu „skrepy”. [„Skrepy” to słowo z jednego z przemówień Władimira Putina o „wyjątkowości” narodu rosyjskiego; dosłowne znaczenie to coś w rodzaju „dużych spinaczy” — coś, co łączy, co spaja ludzi].

24 lutego Rafiq Rakhmankulov, rosyjski żołnierz, został schwytany przez ukraińskie wojsko. Jego matką jest Natalia Deineka, mieszkanka obwodu saratowskiego. Jest jej średnim synem. Oprócz niego ma jeszcze pięcioro dzieci, czyli w sumie sześcioro. Troje jej i troje jej męża. Jej mąż pracuje jako robotnik budowlany, buduje mosty i pracuje w systemie rotacyjnym. Ona jeździ z nim na te zmiany, ale pracuje gdzie indziej — w magazynie sklepu sportowego. Jest to skomplikowana rodzina proletariacka, która nie pasuje do światopoglądu ani prawicy, ani lewicy. Rafiq ma partnerkę Lilię, a żeby zapewnić byt swojej przyszłej rodzinie, po poborze do wojska i odbyciu rocznej służby wojskowej przeszedł na kontraktową służbę wojskową. Interesowało go wynagrodzenie w wojsku i możliwość uzyskania mieszkania. Najwyraźniej nie chciał rotować na zmianach i spłacać kredytu hipotecznego przez 20-30 lat, ale alternatywą było zaprzedanie duszy diabłu… to znaczy Putinowi. To właściwie cała historia.

Nie mam ochoty usprawiedliwiać takich Rafików i oczywiście, żeby się nauczyli, że „nie wścibia się do cudzych klasztorów” [rosyjskie powiedzenie o nienarzucaniu innym swojego sposobu postępowania], ci faceci potrzebują porządnego lania, ale rozumiem, że w Rosji jest wielu takich Rafików, Iwanowów i innych facetów, i coś trzeba z tym zrobić. Putinowi nie zależy na ich życiu — on potrzebuje Iwanów i Rafików, którzy będą mu wiernie służyć i dzielnie oddawać życie w jego militarnych przygodach, albo używać pałek do bicia innych Iwanów i Rafików, którzy mają trochę więcej szczęścia i zrozumieli, że tak się nie da żyć.

I to naprawdę nie jest sposób na życie. Jedyna przyzwoicie płatna praca nie powinna być w organach przymusu. Nie można pozwolić, aby ludzie mieli własne domy tylko po to, aby przez 20-30 lat byli niewolnikami długu wobec bankierów. Czy warto, żeby Rafik gnił na polach Ukrainy? Czy warto, aby Lilia założyła rodzinę z człowiekiem, który dla własnego szczęścia gotów jest podeptać szczęście innych? Rafik i Lilia są mi bliżsi niż Putin, Miedwiediew, Grefowie, Rotenbergowie, Timczenkowie, Prigożynowie [nazwiska znanych rosyjskich oligarchów] i inni potężni Rosjanie wszystkich narodowości, dlatego życzę Saszce i Toni z Ukrainy [są to popularne ukraińskie imiona, będące metonimią zwykłych Ukraińców jako całości] zwycięstwa w nadziei, że razem z Rafikiem i Lilią, czyli z rosyjską klasą robotniczą, zaczniemy wreszcie walczyć nie z wyimaginowanymi ukraińskimi banderowcami (tj. e., zwolennikami Stepana Bandery, nazistowskiego kolaboranta i ukraińskiego bohatera narodowego), ale z tymi, którzy uczynili z nas swoich niewolników. W przeciwnym razie żaden „komunizm” czy „antyfaszyzm” nam nie pomoże.

PS — A tak przy okazji, Saszko i Tonya, kiedy Rosja się podda, zaczną walczyć z Achmetowami, Kołomojskimi, Poroszenkami i podobnymi [nazwiska ukraińskich oligarchów]. Możemy im pomóc tylko wtedy, gdy poradzimy sobie z własnymi. W międzyczasie to oni mogą nas czegoś nauczyć, a nie my ich”.

Raznochinets


Apel aktywistów Ósmej Grupy Inicjatywnej

10 marca na stronie Instagrama Ósmej Grupy Inicjatywnej, feministycznej grupy organizującej opór wobec inwazji na Ukrainę, pojawił się następujący tekst.

„5 marca 2022 roku policja i służby porządkowe wtargnęły do domów naszych aktywistek, aktywistów innych ruchów feministycznych, a także kilku obcych osób. Na 6 marca zaplanowany był ogólnorosyjski marsz antywojenny, w tym kolumna kobiet, którą wspólnie przygotowywałyśmy.

Nie uważamy za przypadek, że rewizje i aresztowania dotknęły aktywistek feministycznych właśnie w przeddzień tego marszu. Chciano przeprowadzić atak wyprzedzający i udało się — 6 marca wszyscy, którzy poszli na marsz, zostali bez naszej pomocy i koordynacji. Uważamy, że te absurdalne, wyssane z palca oskarżenia o „zamach bombowy” są próbą całkowitego zniszczenia naszego ruchu, uciszenia nas. Ale my nie damy się zniszczyć i nie będziemy milczeć.

Jesteśmy ruchem oddolnym, horyzontalnym. Bez względu na to, jak bardzo służby bezpieczeństwa chciałyby „odciąć głowę” Ósmej Grupie Inicjatywnej, Antywojennemu Feministycznemu Ruchowi Oporu i innym naszym towarzyszom, nie uda im się to. Nie mamy głowy. Nie mamy przywódców — tego nigdy nie zrozumieją. A teraz zbierzemy wszystkie nasze siły w pięść i będziemy kontynuować pracę — dla nas to nie jest wybór, ale obowiązek”.

„To jest naklejka z kodem QR prowadzącym do naszej strony internetowej. Wydrukuj ją tam, gdzie jest to bezpieczne i możliwe, wrzuć do skrzynek w swoim lub sąsiednich domach, przyklej na ulicach i podwórkach. Przekażcie wszystko, co wiecie, swoim znajomym, aby za warstwami telewizyjnej propagandy ludzie mogli zobaczyć prawdziwe oblicze wojny — obrzydliwej, krwawej i śmiertelnej”.

Tak, rzeczywistość się zmieniła, ryzyko jest większe niż kiedykolwiek, a praca trudniejsza. Najprawdopodobniej nie będziemy bezpośrednio wzywać Was do wyjścia na ulice — nie chcemy wplątywać aktywistów w nowe sprawy karne. Być może najlepszą strategią są teraz „partyzanckie” działania rozproszone: nadal rozrzucajcie ulotki, rozpowszechniajcie informacje, jak tylko możecie, i co najważniejsze — jednoczcie się.

W nagłówku naszego profilu [na Instagramie] znajduje się link do strony z naszymi antywojennymi ulotkami. Zielone wstążki są symbolem pokoju i protestu antywojennego. Używajcie ich. Również rosyjski ruch antywojenny ma flagę — biało-niebiesko-białą. Symbolika jest bardzo ważna dla protestu, jest jednym z jego filarów. Kontynuujemy naszą walkę i apelujemy, abyście nie rozpaczali i nie poddawali się, ale jednocześnie byli bardzo ostrożni. Najważniejsze jest to, że są nas miliony, a zdrowy rozsądek, sumienie i prawda są po naszej stronie. Dziękuję Wam za wszystko, co robicie i za to, że nadal walczycie z nami o pokój.

Antywojenny film wideo przygotowany przez anarcho-feministki z Moskwy, wydany przez Autonomous Action 19 marca.


Zamrożony czas: Przyzwyczajenie do horroru i szaleństwa

Tekst ten ukazał się 27 marca jako odcinek podcastu Autonomicznej Akcji, platformy internetowej założonej przez najbardziej znaną rosyjskojęzyczną sieć antyautorytarną. Ze względu na zwięzłość, pominęliśmy część zawierającą aktualizacje dotyczące represji państwowych, które są wszechobecne w rosyjskich publikacjach anarchistycznych.

Ponad miesiąc tak zwanej „specjalnej operacji wojskowej” na Ukrainie i innych szalonych decyzji rosyjskich władz wystarczył, by wielu ludzi się do tego przyzwyczaiło.

Przyzwyczailiśmy się do wiadomości i raportów z ogarniętej wojną Ukrainy — do zdjęć i filmów wideo zniszczonych miast — do wiadomości o śmierci znajomych, znajomych znajomych znajomych, a także niektórych znanych osób — do napływu uchodźców z tego kraju, który przekroczył już trzy miliony. W rzeczywistości całkowita liczba osób, które opuściły swoje domy od początku „denazyfikacji”, wynosi już ponad sześć milionów.

Przyzwyczailiśmy się do wiadomości o nowych zakazach korzystania z mediów społecznościowych i blokadach stron internetowych w Rosji, do zatrzymań i aresztowań za sprzeciw wobec wojny, do spraw karnych za rozpowszechnianie „fałszywych wiadomości” o armii rosyjskiej — w całym kraju jest ich już ponad sześćdziesiąt. Przyzwyczailiśmy się do masowych wyjazdów z Rosji aktywistów, dziennikarzy, znanych osób i tych, którzy po prostu nie chcą żyć pod rządami Putina. Przyzwyczailiśmy się do nowych sankcji, wzrostu cen, pustych półek, braku wielu podstawowych towarów.

Podczas „denazyfikacji” Charkowa w zamachu bombowym zginął 96-letni Borys Romanczenko, który przeżył Auschwitz. W tym samym miejscu pod ostrzałem rakietowym Putina zginął anarchista Igor Wołochow, który walczył z najeźdźcami w oddziałach samoobrony terytorialnej. Również w okolicach Charkowa, według ukraińskiego Ministerstwa Obrony, rosyjski ostrzał uszkodził pomnik ofiar Holocaustu.

Anarchiści w Sankt Petersburgu 12 marca, stojący z obscenicznym transparentem („zdenazyfikuj swój własny odbyt, psie!”) w czasie, gdy w centrum miasta było więcej policji niż ludzi.

Oksana Baulina, dziennikarka rosyjskiej redakcji The Insider, zginęła pod ostrzałem w Kijowie. Wcześniej pracowała w FBK, dopóki nie została zmuszona do opuszczenia Rosji ze względu na ryzyko wszczęcia postępowania karnego. W Mariupolu zmarli grzebani są na podwórkach zniszczonych budynków mieszkalnych.

21 marca na liście „organizacji ekstremistycznych” znalazła się międzynarodowa korporacja Meta. Z jej produktów (Instagram, Whatsapp, a także zablokowany wcześniej w Rosji Facebook) korzystały i korzystają miliony Rosjan, a także instytucje, w tym agencje rządowe i korporacje państwowe. Decyzja powinna wejść w życie po bezskutecznym odwołaniu; prawnicy wciąż spekulują, co to będzie oznaczać dla użytkowników i marketerów.

Platforma społecznościowa VK blokuje również strony na wniosek Prokuratury Generalnej: na przykład fanpage liberalnej politolożki Jekateriny Schulman, strony Akcji Lewicowo-Socjalistycznej, Unii Demokratycznych Socjalistów, partii politycznej „Jabłoko”, czasopisma studenckiego DOXA, czy wreszcie naszą stronę VK dla avtonom.org.

Sąd w Moskwie uznał między innymi, że hasło „Faszyzm nie przejdzie!” [„Фашизм не пройдет!”] za „fake news o rosyjskiej armii!”. (ciekawe, które z tych trzech słów?).

W Ufie członkowie koła marksistowskiego zostali uznani za grupę terrorystyczną i wysłani do aresztu śledczego; rzekomo zamierzali obalić rząd.

W Chabarowsku nieznani ludzie ogłosili wiec „poparcia dla armii rosyjskiej”. Zaprosili mieszkańców do przyniesienia ukraińskich flag, portretów Stepana Bandery, Tarasa Szewczenki i innych ukraińskich postaci w celu ich uroczystego spalenia w zamian za dystrybucję cukru. Impreza jednak nie doszła do skutku — poza milicją i dziennikarzami tylko kilka osób przyszło „walczyć z nazistowskim gadem” o paczkę z towarem deficytowym.

Siergiej Sawostianow, deputowany do Moskiewskiej Dumy Miejskiej z ramienia partii komunistycznej, uważa, że wojska rosyjskie powinny „zdenazyfikować” również kraje bałtyckie, Polskę, Mołdawię i Kazachstan. Ten „ludowy wybór” został poparty w „inteligentnym głosowaniu” w 2019 roku. [Sarkastyczna uwaga na temat strategii „inteligentnego głosowania” rosyjskiego dysydenta Aleksieja Nawalnego, która pomogła wynieść do władzy Sawostianowa].

Jeden z dziennikarzy ściganych za „fake news”, znany od czasów pierestrojki Aleksander Niewzorow, chciał upublicznić kompromitujące dowody z lat 90. na przedstawicieli rządzącej kliki. Ale słusznie doszedł do wniosku, że po tym, co zrobili i robią, będąc u władzy, nic ich nie skompromituje.

Naklejka w Moskwie na Wróblowym Wzgórzu w pobliżu Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego: „Śmierć putinizmowi — pokój narodom”.

Dezercja i wsparcie „operacji specjalnej”

Jeszcze na samym początku wojny z Ukrainy napłynęła niepotwierdzona jeszcze wiadomość o rosyjskim okręcie wojennym, którego załoga odmówiła szturmu na Odessę. Ale ostatnio w prasie rosyjskiej zaczęły pojawiać się dość wiarygodne publikacje o żołnierzach, którzy opuścili swoje jednostki, o poszukiwaniu poborowych, których udziału w „operacji specjalnej” Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej początkowo nie uznano, o całych oddziałach funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa z różnych regionów, którzy nie chcą brać udziału w działaniach bojowych.

Niedawno w Karaczaju-Czerkiesji grupa odważnych kobiet zablokowała ruch na moście, domagając się informacji o swoich krewnych uczestniczących w „operacji specjalnej” na Ukrainie i zaginionych w łączności.

Jak już zauważyliśmy w przeszłości, zapowiedź „denazyfikacji” i „demilitaryzacji” Ukrainy nie wywołała „patriotycznego zrywu” podobnego do „powrotu Krymu” w 2014 roku. W ciągu ostatnich ośmiu lat, oprócz działań wojennych sprowokowanych przez kremlowskie marionetki w Donbasie, mieliśmy do czynienia z pogłębiającym się kryzysem gospodarczym, spadkiem średniego dochodu Rosjan na tle rosnących cen, „optymalizacją” edukacji i medycyny [tj. działaniami oszczędnościowymi], podniesieniem wieku emerytalnego, a wreszcie z wyjątkowo niepopularnymi działaniami pod pretekstem walki z COVID-19. Spadły notowania i zaufanie do władz.

Różne badania opinii publicznej wydają się wskazywać na 60-70% poparcia dla „operacji specjalnej” na Ukrainie. Jednak socjologowie, którzy je przeprowadzali, twierdzą, że większość respondentów po prostu odmawia odpowiedzi na pytania. Jeśli chodzi o tych, którzy wyrażają aprobatę, to po bliższym przyjrzeniu się okazuje się, że aprobują oni obraz z rosyjskiej telewizji, według którego rosyjskie wojska wyzwalają Ukraińców od nazistów. Nie jest przypadkiem, że aprobata dla tak zwanej „operacji specjalnej” jest bezpośrednio związana z wiekiem respondentów — w starszych grupach wiekowych jest proporcjonalnie więcej osób, które informacje o tym, co się dzieje, czerpią wyłącznie z telewizji. Rosjanie, którzy wierzą telewizyjnym propagandzistom, nie wierzą nawet swoim ukraińskim krewnym i znajomym, którzy przeżyli bombardowania.

Mimo zakazów, aresztowań, spraw administracyjnych i karnych w Rosji nadal odbywają się antywojenne pikiety i występy uliczne, ale liczba osób, które się na nich pojawiają, jest nieporównywalna z tą, jaka była na przełomie lutego i marca. Z drugiej strony, zielone wstążki, antywojenne ulotki i graffiti są o wiele bardziej powszechne na ulicach rosyjskich miast niż litera Z na samochodach. Przypuszczamy, że przynajmniej przez najbliższe kilka tygodni lub miesięcy, dopóki sytuacja w Rosji nie zmieni się radykalnie, protest będzie się wyrażał nie tyle w formie tłumionych masowych akcji ulicznych, ile raczej w formie ulicznej „partyzantki” [tj. anonimowych indywidualnych aktów akcji bezpośredniej] i nasilającego się sabotażu ze strony funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa i ich krewnych.

Możliwe, że ktoś z rządzących nie stracił jeszcze całkowicie kontaktu z rzeczywistością i to wyjaśnia, dlaczego w Rosji nie ogłoszono jeszcze stanu wojennego i powszechnego poboru do wojska — istnieją obawy, że mogłoby to wywołać sabotaż na masową skalę.

„[Rozbić] wojnę”. Jeden z serii nowych plakatów antywojennych Autonomicznej Akcji.

Zakazani domagają się kolejnych zakazów

W zeszłym tygodniu niesławne „Męskie Państwo”, wcześniej uznane za „organizację ekstremistyczną”, zostało ostatecznie wpisane do rejestru organizacji zakazanych. Ta decyzja rosyjskich organów ścigania nie przeszkadza jednak tym neonazistom we wspieraniu kremlowskiej „operacji specjalnej” ani w pomaganiu Kremlowi w prześladowaniu tych, którzy się z nim nie zgadzają. Wczoraj przyszła kolej na nas — lider „Męskiego Państwa” Pozdniakow wezwał swoich współpracowników do napisania donosów do Roskomnadzoru z żądaniem zablokowania stron avtonom.org z powodu naszego antywojennego stanowiska. Nasza publiczna strona VKontakte została zablokowana na terytorium Federacji Rosyjskiej na wniosek Prokuratury Generalnej już 24 lutego. Teraz jest on dostępny tylko spoza Rosji (lub przez VPN).

Tak czy inaczej, Internet stał się bezużyteczny do czegokolwiek innego niż zdjęcia kotów. A na koty też lepiej nie patrzeć.

Tak, blokada kanału Telegram Pozdniakowa nie przeszkadza mu w zakładaniu innych kanałów i masowych otwartych czatów. Talibowie również są nadal zdelegalizowani w Rosji, co w żaden sposób nie przeszkadza ich przedstawicielom w prowadzeniu negocjacji z władzami rosyjskimi i traktowaniu ich jako „normalnych partnerów”. Niewykluczone, że neonaziści z „Męskiego Państwa” również marzą o przedarciu się do najwyższych szczebli rosyjskiej władzy. I w narastającym szaleństwie nie jest pewne, czy im się to nie uda.

„Człowiek jest zawsze odpowiedzialny za dokonanie wyboru — więc jaki jest twój wybór?”. Jeden z serii nowych plakatów antywojennych z Autonomicznej Akcji.

Zamrożony czas

Mimo że liczba katastrofalnych wydarzeń rośnie w szalonym tempie, sam czas wydaje się teraz zamrożony w punkcie niepewności. Jest oczywiste, że obecna sytuacja jest niestabilna i nie może trwać w nieskończoność. Ale czas nie ruszy z miejsca, dopóki nie stanie się jasne, kiedy i jak zostanie rozwiązany obecny kryzys na Ukrainie, w Rosji i na całym świecie.

Należy zauważyć, że w obliczu wojny, represji i całkowitej niepewności co do przyszłości coraz większą rolę odgrywają oddolne sieci solidarności. Sieci przyjaciół, wolontariuszy i działaczy na rzecz praw człowieka pomagają sprawić, by aresztowani nie zniknęli. Ludzie pomagają sobie nawzajem, aby koty i psy aresztantów nie były pozostawione same w domu. Znajdują lekarstwa, zdobywają żywność mimo jej niedoborów, szukają informacji. Sieci aktywistów i wolontariuszy zbierają pomoc dla uchodźców za granicą. Często takie sieci solidarności funkcjonują znacznie sprawniej niż instytucje państwowe i organizacje międzynarodowe dysponujące większymi środkami. Przyszłość należy do samoorganizacji i samostanowienia!

„Uwaga! Zdrowy rozsądek ostrzega: Operacje militarne prowadzą do wzrostu cen wszystkich kategorii towarów i usług”. Jeden z serii nowych plakatów antywojennych z Autonomicznej Akcji.


Koniec pokojowych protestów

Ten tekst został opublikowany przez Anarchist Militant 30 marca 2022 r.

Pokojowy i „legalny” protest w Rosji został stłumiony. Co więcej, jest on teraz z definicji niemożliwy: w ciągu kilku dni państwo przyjęło nowe przepisy, dzięki którym nawet skandowanie „Nie dla wojny!” jest uważane za nielegalne. Liberalni obrońcy praw człowieka już rozdają instrukcje: nie krzyczcie i nie piszcie „Nie dla wojny!”. Prorządowi dziennikarze, gorliwie rozpowszechniając ideę, że hasło „Nie dla wojny!” pochodzi z nazistowskich ulotek, sprawiają, że Orwell przewraca się w grobie.

Dla każdego, kto na bieżąco śledzi politykę i bada historię ruchów protestu, jest oczywiste, że w warunkach dyktatury faszystowskiej (lub dyktatury dążącej do tego, by stać się faszystowską) protest będzie tłumiony, chyba że przybierze radykalne i ofensywne formy. W końcu, jak ludzie mogą wygrać, jeśli będą tylko uciekać przed policją?

Wiemy, że anarchiści i antyfaszyści uczestniczyli w takich protestach w wielu miastach w pierwszych dniach wojny. I odnieśli spory sukces.

Jednak teraz nie ma sensu, aby anarchiści chodzili na scentralizowane „akcje protestacyjne”, czyli rytualne stawianie się na głównych placach, które „Drużyna Nawalnego” [zwolennicy uwięzionego polityka Aleksieja Nawalnego] i inne grupy liberalne będą ogłaszać przez jakiś czas: zanim zdążysz cokolwiek zrobić, zostaniesz załadowany do suki. Przynajmniej nie będzie to miało sensu, dopóki ulica nie wejdzie w nową fazę — kiedy ludzie nie staną się gotowi do aktywnej konfrontacji, kiedy okrzyki „Hańba!” zostaną zastąpione gradem butelek spadającym na policję. Wtedy nadejdzie czas, by przyłączyć się do ludzi gotowych do działania. Ale próba przekonania ludzi do użycia siły, gdy w odpowiedzi piętnują cię jako prowokatora i krzyczą „jesteśmy za pokojem”, jest zarówno samobójstwem, jak i marnowaniem zasobów ludzkich — które, niestety, już są ograniczone.

Anarchiści w Niemczech.

Akcja bezpośrednia

W tych warunkach nie ma zbyt wielu taktyk, które w zasadzie można by zastosować. Na przykład, jeśli wrócimy do tematu wieców i podobnych akcji, anarchiści, współpracując z innymi inicjatywami, mogą — zamiast organizować jeden wiec, który łatwo stłumić — zorganizować wiele, w różnych częściach miasta, płynąc jak woda z dala od „punisherów” [tj. policji], rozdając po drodze materiały informacyjne.

My jednak chcemy omówić inną taktykę — działania bezpośrednie.

Podpalanie biur rekrutacyjnych — dobrze. Ale nie dość dobre. Dokładniej mówiąc, symboliczne podpalenie wojskowego biura rejestracji i poboru (w duchu rzucania koktajlem Mołotowa w betonową ścianę) nie jest wystarczającym usprawiedliwieniem dla ryzykowania wolności rewolucjonisty.

Jest nas niewielu. Dlatego każde z naszych działań musi być jak najbardziej skuteczne. Jeśli jesteście gotowi podpalić biuro rekrutacyjne, zróbcie to z maksymalną skutecznością (współczynnik efektywności). Jeśli musisz, poświęć miesiąc na przygotowania, ale zrób to dobrze.

Skuteczność akcji można ocenić na podstawie trzech kryteriów: strat materialnych państwa, oddziaływania wiadomości o akcji oraz zachowania zdolności bojowej partyzantów po jej przeprowadzeniu.

Należy dążyć do maksymalizacji skuteczności we wszystkich trzech skalach, a każdą z nich (zwłaszcza ostatnią) poświęcać tylko po to, by uzyskać ogromną przewagę w pozostałych kategoriach.

Zacznijmy od ostatniego kryterium. Nie jest dla nas ważna jednorazowa szkodliwość działania. Nawet jeśli spalisz biuro poboru do wojska, to nie powstrzyma to imperialnej agresji. Ważne są całkowite szkody, jakie partyzant (lub osoby zainspirowane jego działaniami) zdąży wyrządzić, zanim zostanie aresztowany. Stąd tak ważne są środki bezpieczeństwa, o których już niejednokrotnie wspominano (nie będziemy się w nie zagłębiać, gdyż nie piszemy instrukcji, lecz omawiamy ogólną koncepcję). Wiąże się to także z koniecznością znalezienia równowagi między wielkością grupy (która może zwiększyć wyrządzone szkody, ale pozwala też lepiej zabezpieczyć imprezę) a ryzykiem wycieku informacji.

„Pewnego dnia podpaliłem biuro rejestracji i poboru do wojska w mieście Łuchowice w obwodzie moskiewskim i sfilmowałem to na gopro. Bramę pomalowałem w barwy flagi ukraińskiej i napisałem: „Nie pójdę zabijać moich braci!”. Następnie wspiąłem się przez płot, oblałem fasadę benzyną, wybiłem okna i wrzuciłem do nich koktajle Mołotowa. Celem było zniszczenie znajdującego się tam archiwum z aktami osobowymi rekrutów. To powinno zapobiec mobilizacji w dzielnicy. Mam nadzieję, że nie zobaczę moich kolegów z klasy w niewoli ani na listach poległych… Ukraińcy muszą wiedzieć, że w Rosji walczymy o nich, nie wszyscy się boją i nie wszyscy są obojętni. Nasi protestujący muszą być pełni zapału i działać bardziej zdecydowanie. A to powinno jeszcze bardziej złamać ducha rosyjskiej armii i rządu. Niech te skurwysyny wiedzą, że ich własny naród ich nienawidzi i ich zniszczy. Ziemia wkrótce zacznie się palić pod ich stopami, piekło czeka także w domu”.

Aby omówić kryteria szkód materialnych dla państwa i wpływu wiadomości o akcji, jako przykład można rozważyć akcję łuchowickiego podpalacza. Jego celem było zniszczenie archiwum zawierającego akta personalne rekrutów, co niewątpliwie stanowi znaczną szkodę dla państwa (co więcej, jest to cel możliwy do osiągnięcia nawet w pojedynkę). Aby rozpowszechnić informację o akcji, sfilmował ją na wideo i wystosował apel.

Jeśli chcesz wyrządzić szkody materialne systemowi, dobrze się zastanów, jak to osiągnąć, jakich środków użyć i w jaki cel najlepiej uderzyć. Znamy sporo przypadków, w których koktajle Mołotowa rzucane przez powstańców niczego nie podpaliły i nie spowodowały szkód materialnych. Ponadto oceniaj nie tylko widowiskowość i szum wokół akcji (np. obrzucanie koktajlami Mołotowa), ale także jej skuteczność — często skuteczniejsze jest nieużywanie pocisków, ale (na przykład) wlanie paliwa przez wybite okno.

Dlatego przed zaplanowaniem akcji koniecznie przestudiuj materiały o różnych rodzajach broni i wybierz te, którymi dysponujesz. […]

W erze informacji nie ma efektu bez dobrej relacji informacyjnej z akcji. Napisz krótką, ale przystępną informację o tym, dlaczego atakujesz ten konkretny obiekt i jaki efekt zamierzasz osiągnąć. (Zwięzłość jest ważna, ponieważ rozwlekłe manifesty są trudne do zrozumienia i czytania, a ponadto skala tekstu powinna odpowiadać skali akcji, aby nie był on niezamierzenie humorystyczny). Zastanów się, gdzie możesz bezpiecznie wysłać tę wiadomość o akcji.

W tej chwili insurekcjonizm jest tematem głównie dla anarchistycznych grup podziemnych — inni odrzucają go jako prowokację. Dlatego po pierwsze, warto znaleźć największe kanały anarchistyczne, które mogłyby wesprzeć taką akcję, i dowiedzieć się, jak najlepiej wysłać im materiały do dystrybucji.

Ale możecie też spróbować wysłać je nie tylko do platform anarchistycznych, ale także do niezależnych mediów — sytuacja się zmienia, co oznacza, że być może któreś z nich wspomną o waszej akcji, zwłaszcza jeśli będzie ona poparta wspierającym ją filmem wideo. Zwróćcie uwagę na media, które obecnie pracują z zagranicy — mają one mniejszą wewnętrzną autocenzurę. Dobrze by było, gdyby jeden z towarzyszy przetłumaczył komunikat na język angielski, aby relacjonować akcję za granicą.

Uproszczony schemat wydaje nam się następujący. Koktajl Mołotowa na policję, o którym nikt się nie dowiaduje i który nie powoduje żadnych wymiernych szkód, z punktu widzenia skuteczności jest nic nie wart, a nawet ma wartość ujemną. Natomiast zniszczenie drogiego sprzętu, ważnych dokumentów czy działanie destabilizujące pracę instytucji państwowych jest z punktu widzenia skuteczności działaniem pozytywnym, którego wartość można wielokrotnie pomnożyć dzięki umiejętnemu przekazowi medialnemu.

Przypomnijmy jeszcze raz łuchowickiego podpalacza. Zniszczenie archiwum jest dobre, ale fakt, że o tym czynie dowiedziały się tysiące ludzi, zwiększa skuteczność kilkakrotnie.

Jednocześnie, oczywiście, oprócz akcji bezpośrednich, nawet w takich czasach rewolucjoniści muszą robić inne rzeczy. Przede wszystkim agitacja, angażowanie szerokich mas w ten proces. W istocie, oprócz osłabienia państwa (co jest celem ataków ukierunkowanych), musi pojawić się w społeczeństwie inicjatywa, która podejmie program i odbuduje świat na fundamencie wolności i samostanowienia.

Należy jednak pamiętać, że obecnie nawet niewinny wybryk może zostać dość surowo ukarany. Warto przypomnieć groźby znanego łajdaka z Centrum Antyekstremistycznego Okopnyi wobec osoby, która rozklejała antywojenne naklejki. Czas odrzucić myślenie: „Nie robię nic nielegalnego, nic mi nie grozi”. Cokolwiek robisz, zwracaj uwagę na własne bezpieczeństwo i bądź gotowy na spotkanie z funkcjonariuszami państwowymi.